niedziela, 28 lutego 2016

Womb service, czyli ciążowe zachcianki

W ciąży: 11t+2d
Miesiąc: 3
Trymestr: 1

Sobota wieczór, za oknem ciemno, cicho, spokojnie… Małż klepie w komputer.  Ciężarna leży na kanapie i szpera w Internecie…  W głowie ciężarnej się czai…
 
godzina 18:30:  [monolog wewnętrzny] „Może bym tak zjadła sałatki jarzynowej?… taaak, sałatki, może bym zjadła”. 
18:35: „Sałatka jarzynowa to tyle roboty, może chociaż majonezu? Ale ja nienawidzę majonezu… No ale mam chęć na majonez!...”
18:40: „A plasterek kiełbasy z majonezem?” Zjada Krakowskiej Suchej made in Chicago z łychą majonezu Hellman’s….  „Ech, to nie to samo co sałatka.”
18:45: „W takim razie może sałaty zielonej z majonezem?”
18:46: Stoi boso w kuchni i je liście sałaty maczane w majonezie…
18:55: „JA CHCĘ SAŁATKI JARZYNOWEJ!!!”
19:00: Wygrzebuje ziemniaki, marchew, jajka, cebulę, kiszone ogórki… „Hmmm, brakuje mi składników…  JA CHCĘ SAŁATKI JARZYNOWEEEEJ!!!!!!!”
21:00: Niedomagająca składnikowo sałatka gotowa.
21:10: „Jezu, jestem w niebie gastronomicznym!”
23:00: Nie może spać, ma wzdęcie i zapchany żołądek… Nadal marzy się jej sałatka jarzynowa...  Jutro też jest dzień ;)

Tak oto, moje drogie czytelniczki, zakończyła się historia mojej pierwszej ciążowej zachcianki jedzeniowej… 


A to ilustracja przybliżająca w sensie czysto medycznym wyżej opowiedzianą historię:



(8:00 czasu kalifornijskiego)

sobota, 27 lutego 2016

Ratunku! Rośnie obwód pasa! :)


W ciąży: 11t+1d
Miesiąc: 3
Trymestr: 1
(10:00 czasu kalifornijskiego)

Dzisiaj będzie odzieżowo!

Co prawda jeszcze się w moje zwyczajne ciuchy mieszczę, ale moim trzecim okiem już widzę szybko rosnący brzuch…  W tej chwili problem jest nie ze spodniami, a z wysoką górą, szczególnie w takich sukienkach biurowych „blisko ciała”, w których to zaczęłam wyglądać jak ciotka z przerośniętym cycem.  Biustonosze zawsze kupowałam optymistycznie, z lekkim luzem w misce, a teraz niestety wylewają się z nich takie dwie ciastowate… Mąż mój wczoraj zauważył: „Ojej, ale Ty masz wielki biust”… nie, no dziękuję Mężu, taki stan utrzymuje się już od kilku tygodni…

Ponieważ podobno planować warto, żeby nie dać się zaskoczyć, to ja sobie roztropnie sprawiłam porcję ubrań z działu „maternity”.  No i tu pierwszy problem.  Bo widzicie moje współciężarne czytelniczki, w Ameryce pojęcie sukienki na lato, sprowadza się do takiego kusego wdzianka, z gołym udem, a jak wiatr zawieje to i z pupą na wystawioną na ocenę ogółu.  Nieważne, że spora część lokalnej żeńskiej populacji cierpi na chroniczny przerost tkanki tłuszczowej… świecenie udem musi być!  A ja bidulka urosłam sobie taka wysoka i na mnie i to wszystko jest dodatkowo przykrótkawe… No więc po długich poszukiwaniach w realu zwróciłam się do pana Google i znalazłam firmę (zresztą europejską), która robi sukienki, spódniczki i ciuszki w długości dla mnie komfortowej.  Wczoraj przybyły i jestem raczej zadowolona, o proszę:


  


Minusem tej paczki odzieżowej jest to, że większości tych ubrań nie mogę nosić w najbliższych tygodniach bo mój brzuch jest jeszcze za mały, ale już przewiduję rychłe problemy z guzikowaniem spodni.  Wobec czego zamówiłam też takie cóś, o przyjaznej nazwie BellaBand (na zdjęciu nie ja :o).  Podobnoż można z tym wynalazkiem śmigać w ukochanych spodenkach z rosnącym brzuchem i rozpiętym rozporkiem!  Ha ha:)  Taki numer!




Opinie użytkowniczek są takie, że niektóre przechodzą z takim BellaBand niemal całą ciąże w zwyczajnych spodniach.  Oczywiście taki optymizm zakłada niezmieniający się obwód części pupnej… No i być może to płonne nadzieje, ale kurczowo trzymam się myśli, że ja będę rosnąć częścią przednią, a nie tylną… Zresztą górna cześć już urosła wystarczająco i ja paniom na razie podziękuję, stołówka dla małego ludzia jest wystarczająco przestronna, a mamusi troszkę ciężko w nocy spać.  Hotel dla Fasolka oczywiście musi być, tutaj negocjować nie będę, zatem w części brzusznej oczekuję przyrostów poważnego kalibru.  No ale bardzo proszę nie wtrącać się w część tylną… naprawdę Fasolku, przecież Ty nic na tym nie skorzystasz, a tatuś będzie chodził smutny;)

piątek, 26 lutego 2016

„Serca dwa, smutki dwa”

W ciąży 11 tygodni
Miesiąc: 3
Trymestr: 1

(8:00 czasu kalifornijskiego)

Witam się w dwunastym tygodniu.  Literatura tematyczna podpowiada, że minął okres największego zagrożenia ciąży.  Dziękuję :)

Dzisiaj się wyspałam hurra!… no prawie, małż mój to złodziej kołdry, chociaż nasza kołdra należy do kołder z kategorii wielgachnych i w teorii nikomu nie powinno jej brakować…  No ale biedactwo przecież współprzeżywa ciąże, więc niech ma trochę więcej tej kołdry…

Słońce od rana praży, ale bez szaleństw, w prognozie łagodne 24 stopnie :)  Idę dawać krew na PAPP-A z hcG… trzymajta kciuki… wynik poznam pewnie dopiero za dwa tygodnie podczas wizytowania z moją panią doktor… a za tydzień w piątek będzie USG z badaniem genetycznym…  Aaaaaa!!!!!!  Będzie widoczny siurek?

Wczoraj wieczorem przeczytałam gdzieś w Internecie cytat z piosenki Bajmu „Serca dwa, smutki dwa”.  O tym, że serca mam dwa wiem od ponad miesiąca, bo widziałam jak pyka biała plamka na ekranie, a teraz sobie ją nawet podsłuchuję detektorem… Ale jakoś nigdy nie skojarzyłam, że ta piosenka, to jest piosenka matki do dziecka… jak można być takim ślepokiem całe życie (30+)???  No więc znalazłam, piosnkę, czytam słowa i nagle krokodyle łzy… taki ryk, że zaczęłam się zanosić płaczem.  Na to mój małż: co jest?  No i małż też skończył z mokrym okiem.  Tak sobie razem radośnie popłakaliśmy.

W ogóle to muszę te moje emocje jakoś w ryzach trzymać.  Wczoraj ryk, ale czasem taka złość mnie ogarnia (parz: wczorajszy nerw na autostradzie)… nie wiem skąd nawet.  No a Fasolek to przecież czuje i też się denerwuje, czy nie?  Więc obiecuję sobie muzykę relaksacyjną, albo chociaż klasyczną, posiedzenia w słońcu i spacery.  Zobaczymy jak to będzie.  Nerwa goń!


W piątki nie uczę, więc cały dzień przede mną… po krwiodawstwie będę się relaksować w słońcu.

czwartek, 25 lutego 2016

Kalifornia w lutym i humory

W ciąży: 10 tyg. i 6 dni
Miesiąc: 3
Trymestr: 1

Taaak, pierwszy wpis na blogu to takie łamanie lodu.  Po rozpisaniu się we wstępie w zasadzie teraz siedzę z pustką w głowie.  O czym tu pisać?  A tak.. napisałam że w tym słońcu.. Tak więc się złożyło, że mieszkam w ciepłym kraju (z malachitową łąką morza ;) ).  Z ciepłą pogodą, łagodną zimą, bujną zielenią i drzewami, które kwitną w lutym.  Tabebuia przed moim domem żółci się co roku w lutym i we wczesnym kwietniu:



A to japoński jaśmin za moim domkiem, dopiero się budzi, a już pachnie jak wariat!:



W Kalifornii jesteśmy przesunięci dziewięć godzin do tyłu względem Polski, czyli, że kiedy Wy budzicie się w poniedziałek, to u mnie jest jeszcze niedziela wieczór. Zapewne jak ktoś jutro rano przeczyta ten wpis, to u mnie będzie jeszcze wczoraj :)

No i właśnie niedawno wróciłam z pracy i zjadłam obiadek.  Ledwo dzisiaj ustalam na nogach. Pod koniec to nawet zaczęło mi się robić słabo, a jem, piję i ogólnie chyba dobrze dbam. Ech, kiedy energia mi wróci? Wróci przed wrześniem? Nich wróci!

Praca moje polega na uczeniu języka language.  Czyli przyjechałam do Ameryki douczać tubylców jak poprawnie posługiwać się lokalnym językiem.  Aż takie mam ego!

Z wydarzeń dzisiejszych:

- Czytam właśnie drugą część z serii Jamesa Harriota „Wszystkie stworzenia małe i duże,”  pt. „All Things Bright and Beautiful.”  Jadąc z pracy przeżyłam stan wysokiego… ehem…. zdenerwowania na historię o pewnej pani, która chciała, żeby koniecznie indukować do porodu jej psinkę… nie, żebym ja była przeciwko indukcji porodowej, ale bez wchodzenia w szczegóły, pańcia psinki nie miała pojęcia o czym mówi.  A ja jechałam na autostradzie, 75 mil na godzine (120 km/h) czerwona, wściekła i wygrażając pięściami.  Takie ze mnie łagodne stworzenie…  Wybaczysz Fasolku mamusi tego nerwa?


- Muszę zabrać auto do doktora, bo zachciewa mu się świeżego oleju... A jeszcze miesiąc temu, komputer mówił, "zostało 500 mil do serwisu". No pytam kiedy ja te 500 mil wyjeździłam? Liczy się podwójnie za Fasolka? Jak tak, to ja chce na pas szybkiego ruchu (carpool lane dla 2+ ludzia w aucie). Ja uważam, ze Fasol to już ludź i to nie byle jaki, bo noszenie go w brzuchu męczy jak nie wiem co... Chyba idę zjem coś jeszcze...

środa, 24 lutego 2016

WSTĘP, czyli o mnie i o moim brzuszku

O mnie:  Jestem w wieku statecznym, poważnym, no wydawałoby się wielce zaawansowanym dla dziecioródzctwa, bo liczę sobie lat 30+.  Z takim numerkiem na karku przychodzi bagaż biologiczny, ale i może troszkę większy dystans do siebie i życia, no i pewna doza stabilności, choć może nie do końca osobowościowej ;)
Od dziesięciu lat mieszkam u Jankesów i boleśnie tęsknię za Polską.  Na pocieszenie, wybrałam sobie ciepły klimat, więc teraz, kiedy w kochanej Polseczce sypie śnieg, ja mogę leniwie wygrzewać się w słońcu :)

Moja ciąża: Wychciana, zaplanowana, pierwsza próba podjęta i hop…  przepraszam, to już?  Ale mam bagaż wiekowy, to ma być trudniej?  Nie?  „You are highly fertile.”  Ha ha :)  Czyli jednak nie taka starucha :)  Bobas posiedzi w brzuszku do połowy września 2016. 
W pierwszym trymestrze okazjonalne nudności, ale bez przesady, porcelany nie miałam okazji studiować z bliska. Dodatkowo zmęczenie – gigant.  Ciągle chcę spać...  Będzie lepiej w drugim trymestrze?  Słodycze na ogół są fuj, za to mięsko jak najbardziej poproszę, kluseczki i pierożki też, warzywa i owoce hmmm… tak tak...  Choć po zjedzeniu całego słoika ogórków miałam rozstrój żołądka i to mnie nauczyło warzywnej dyscypliny ;) 
W równym 6 tygodniu Fasolek miał 2 mm i serduszko biło 89/min.  W równym 8 tygodniu urósł do 17 mm i serduszko do 156/min.  Mój chłopak!  Skąd wiem, że chłopak?  No, wiadomo - intuicja…

Chciałabym być mamą taką jak moja mama, no, może trochę spokojniejszą ;)  Do dzisiaj moja mama jest mi najbliższą przyjaciółką.  Nie było tematów tabu, nie było bezsensownych zakazów, za to była (i nadal jest!) szczera rozmowa, zaufanie i wzajemny szacunek.  Nigdy w życiu nie bałam się mamie powiedzieć, że nabroiłam, że dałam ciała, że są tarapaty.  Była czasem zła, ale zawsze miałam jej stuprocentowe wsparcie.  Może dlatego nigdy nie przeszłam fazy buntu?  Nie ciągnęło mnie „zakazane”.  Zawsze słyszałam, żeby szaleć z głową.  Może dlatego nigdy tak naprawdę nie byłam głupio pijana... bo po co? A dziewictwo straciłam z miłości i wcale nie w wieku wczesnonastoletnim ;) Były za to szalone wyjazdy w nieznane (z mamą kiwającą głową na tak, ale wiszącą na słuchawce i niedosypiającą nocami), były studia zagraniczne, zagraniczna miłość, zagraniczny dom…


Moje emocje: radość, radość, radość…. zmęczenie … radość… a będzie wszystko dobrze? zdrowy, paluszki na miejscu?  radość… radość… SPAĆ!